Jaką torebkę wybrać?

Wiosna

5
(2)
Odłamując się na chwile od świątecznej aury zapraszam Was na mój pierwszy wiosenny wpis. Powstał już jakiś czas temu, gdy pierwszy raz zawiała do nas temperatura przekraczająca 10 stopni. Promienie słońca wytrąciły mnie na moment z mojej (ubraniowej) monotonii, co przełożyło się na małe szaleństwo w połączeniu wzorów. Słońce przyjemnie głaskało moje włosy, a te otulały szyję w taki sposób, że nawet nie zatęskniłam za jakimś szalem.
Był to dzień podobny do dzisiejszego.. rozpoczęty od aromatu kawy unoszącego się w całym mieszkaniu, wspólnie zjedzonego śniadania, bez pośpiechu i biegu, zakończony wspólnym spacerem w towarzystwie słońca, które powoli puszczało do nas oczka – raz czerwone, raz pomarańczowe rozchodzące się powoli po całym niebie. A wracając na moment do świąt – takich chwil wam życzę, jak najwięcej podczas codziennego biegu 😉

NADSZEDŁ CZAS…

Wchodzę do sklepu, tak o, dla zabicia nudy, bo uciekł mi tramwaj. Przechadzam się pomiędzy wieszakami i nagle moje oczy dostrzegają ciekawą strukturę; kolory, które uwielbiam i fason, od jaki zawsze uwielbiałam. W mojej głowie zaczynają układać się obrazy z propozycjami na kurteczkę – do ołówkowej czarnej sukienki; do zwiewnej białej sukienki; do jeansów, koszuli i botek lub spodni 7/8, bokserki i trampek. Wizja tak piękna, że żal byłoby się nie skusić.

Na następny tramwaj zdążyłam, w ręce trzymałam siatkę z tym cudeńkiem. Wróciłam do domu, wzięłam najpiękniejszy wieszak i tak zaświsnęła na honorowym miejscu. Mijały miesiące, a ja wciąż czekałam aż ucieknie mi parę centymetrów by wyglądać, w kurteczce tak jak w wyobraźni. I tak po kilku tygodniach przyszedł czas spakowania jej w karton i przeprowadzki.. najpierw jednej, potem drugiej.. po ponad roku i dodatkowej dawce kilogramów w końcu przestała czekać na swoje pięć minut. Jest moim hitem wiosny 😉

WYMARZONA MAXI W GROCHY

Uwielbiałam kolorowe zestawy. Im więcej się działo – tym lepiej. Wtedy też moim życiem kierował spontan. Miałam miliony pomysłów na minutę, które od razu chciałam realizować; emocje kierowały moimi czynami; żyłam chwilą, nie myśląc o konsekwencjach ani o przyszłości. Gdy miałam ochotę na wycieczkę – wsiadałam do autobusu, gdy chciałam przejść się boso po rozgrzanym asfalcie to po prostu to robiłam. Popełniałam setki błędów i robiłam głupie rzeczy. Za wszelką cenę chciałam przebywać wśród ludzi, bałam się zostawać sama ze sobą. Czułam radość, którą chciałam nazywać szczęściem, doskonale wiedziałam, że wciąż czegoś szukam. Poszukiwałam samej siebie, szukałam harmonii w swoim życiu.

Teraz kocham stonowane kolory, czuję się w nich jak ryba w wodzie. Lubię geometryczne wzory, duże torebki (w których zazwyczaj noszę pół domu) i cenię sobie wygodę. Tamte czasy zostawiły we mnie kroplę dystansu do siebie – lubię się czasem powygłupiać, nie mam problemu z zabawą i przebieraniem się. Nie boje się już opinii innych ludzi (*jednak są momenty, gdy się stresuje zdaniem innych. Dotyczy to opinii doświadczonych ludzi w dziedzinach, w których chce dążyć do perfekcji). Zyskałam też szczyptę zrozumienia samej siebie i garść samoświadomości. Teraz lubię pobyć sama ze sobą, lubię mieć wszystko zaplanowane i poukładane. W niektórych dziedzinach (również tych związanych z ubraniami) lubię monotonię.

Jak podobał się Tobie mój wpis?

Wybierz w skali zadowolenia 🙂

Średni wynik 5 / 5. W sumie głosów oddano: 2

Jeszcze nie oddano głosów w tym poście.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *